Mój brachol był religijnym fanatykiem piłki nożnej.
Jego pokój był zawalony zdjęciami muskularnych piłkarzy na kolanach i modlących się księży.
Wszędzie leżały piłki, co chwilę ktoś lądował w szpitalu z kontuzjami, a on tylko mówił „Bóg tak chciał”.
Byłe też żarliwym ministrantem i przed każdym meczem modlił się razem z księdzem.
Wszędzie były gazety piłkarskie „Piłkarz polski”,”Gol” i „Piłka jest jedna” i inne wymieszane razem z gazetami religijnymi „Rycerz niepokalanej” „Ministrant” „Egzorcysta”.
Słuchał tylko wiadomości piłkarskich i radia Maryja. Potrafił równocześnie oglądać dwa mecze i modlić się razem z ojcem dyrektorem.
Sam nie uprawiał sportu, bo uważał się za taktyka i selekcjonera.
„Bóg ma dla mnie inne plany” tak mówił i grał na komputerze w Fifę. Zbierał też karty piłkarzy z czipsów i obrazki religijne od księży. Dorobił się później na nich ogromnej fortuny.
Kibicował wielu drużynom zawsze tym które miały większe szanse, przed meczami modlił się gorąco, a później dziękował Bogu równie żarliwie, jak faworyt wygrał.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy to się stało, ale pewnego dnia brat, mój brat zmienił taktykę i zdecydował się wyjść z domu gdzie indziej niż do kościoła.
Postanowił zorganizować swój własny mecz, ale nie miał z kim grać, bo nikogo nie znał.
Więc zdecydował się zagrać sam ze sobą, jeden przeciwko drugiemu.
Na początku dawał sobie duże szanse na wygraną i modlił się jeszcze bardziej żarliwie niż zwykle, ale kiedy zaczął grać, szybko zorientował się, że nie jest to takie łatwe.
Był po prostu zbyt dobry, aby przegrać z samym sobą, więc mecz zakończył się remisem 0:0.
Mecz był bardzo brutalny, co chwile były faule i doliczany czas.
Później, kiedy moja rodzina pytała go, jak poszło jego własne spotkanie, odpowiedział z uśmiechem na twarzy: „Było to bardzo zacięte spotkanie, obie drużyny grały bardzo dobrze”.
Od tego dnia zaczął organizować swoje własne mecze coraz częściej i zawsze modlił się żarliwie i dziękował Bogu za swoje remisy. Założył swoją własną ligę i ponoć osiągał w niej sukcesy.
Przez całe życie żył na garnuszku rodziców nie miał żadnych wydatków i zbiera´ pieniądze do skarbonek i odkładał na specjalny fundusz piłkarski.
W wieku 20 lat postanowił sprzedać swoją kolekcję kartek z piłkarzami i obrazków ze świętymi. Kwota była ogromna, miliony postanowił oddać ojcu dyrektorowi i w ten oto sposób stał się ekspertem „Radia Maryja”.
Był bardzo ceniony i wypowiadał się na różne tematy.
Szybko wszedł do polityki i piął się w górę, był wyjątkowo nijaki i bez własnego zdania. Robił wszystko, czego oczekiwał od niego ojciec dyrektor.
Wystarczyło pięć lat, aby wylądował na stanowisku ministra edukacji i sportu gdzie odniósł kolejne sukcesy w walce z nieistniejącymi problemami, które sam generował.
Lata gry w piłkę z samym sobą przyniosły mu ogromne doświadczenie i świetnie sobie radził w nowej sytuacji.
Sukcesy nie trwały długo, braty umarł tragicznie, próbując walczyć sam ze sobą w zapasach.
Udusił się, wchodząc sobie za bardzo w miejsce, o którym kulturalni ludzie nie piszą w biografiach.