Prawdziwa historia z mojego podwórka, opiszę w niej kontakty kur z królikami i wzajemne relacje.
Króliki zagościły w moim ogrodzie pierwszy raz dwa lata temu.
Sąsiad przyjechał po trociny, zobaczył kurki i zachęcił mnie do królików.
Powiedział, że przecież one ładnie by tu kicały, wyobraźnia zrobiła swoje i zacząłem się nad tym zastanawiać.
Króliki są urocze i świetnie się spisują zamiast kosiarki i mogą mieszkać w zagrodzie z kurami.
Niestety pierwsze dwa, które przekazał mi sąsiad, uciekły po tygodniu i zagryzły je psy, wędrujące po wiosce samopas.
Po tym przykrym incydencie postanowiłem lepiej zabezpieczyć teren i wzmocniłem płot.
Pojechałem na targ i przywiozłem zapłodnioną samicę, chciałem mieć parkę, ale podobno samce trzeba izolować od małych, a ja nie miałem na to warunków.
Samica była duża, ruda i przypominała lisa, poruszała się szybko i siała popłoch wśród kur.
Kogut walecznie je bronił, kopiąc i dziobiąc nowego współlokatora.
Kury na początku bardzo się denerwowały i przestały nieść jajka, trwało to kilka dni aż się zaprzyjaźniły.
Króliczka też się bała i szybko uciekała, siejąc jeszcze większy postrach.
Po paru dniach oswoiły się z sobą i jadły razem z jednej misy, ale dochodziło czasem do awantur i nieporozumień.
Królicza matka przygotowała gniazdo, uwiła je z siana i swojej sierści, którą sobie wydarła z podbrzusza.
Pierwsze małe pojawiły się po dwóch tygodniach, łyse i ślepe kulki, ledwo poruszające się pod stertą siana.
Zaskakująco szybko urosły, po kilku tygodniach zaczęły wychodzić z domku.
Matka raczej im uciekała i ukrywała się przed nimi. Wysysały z niej wszystko razem z mlekiem, pewnie chciała mieć czasem spokój.
Ciężko też ją było zagonić do domku, jest sprytna i szybko biega, z kurami nie ma takiego problemu, jak się robi ciemno i kogut je zawoła, to idą do kurnika.
Co ciekawe kogut opiekował się małymi królikami i często bronił je przed matką, która zabierała im jedzenie.
Przyjął je do stada jak małe kurczęta, sympatia była obopólna, połowa stada wychodziła za kurami po stromej desce i spała z nimi w kurniku.
Króliki są bardzo kapryśne, jeśli chodzi o jedzenie, potrzebują suchego siana, ziarna, trawy, mlecza, ziółek, marchewek owoców, wiele rzeczy nie mogą jeść jak np. mokrej koniczyny.
Szybko wyjadły całą trawę z kurnika i trzeba było im zrywać zielsko i przynosić. Karmienie i obserwowanie królików to duża przyjemność i zawsze byli chętni, aby im coś dać. Tym bardziej że króliki przestały się płoszyć i jadły z ręki.
Niestety sielanka się skończyła po dwóch miesiącach, króliczki zrobiły się osowiałe, oklapły im uszy, przestawały się ruszać i jeden po drugim umierały, nie pomogły zioła ani leczenie.
Zatruły się czymś, najprawdopodobniej jedzeniem, które jadły kury, wysoka temperatura też im nie pomogła i szybko się odwodniły.
Kury są jednak bardziej odporne i nic im się nie dzieje. Z królikami jest więcej problemów i często zdarzają się takie sytuacje, są chorowite może dlatego się tak szybko mnożą inaczej by nie przetrwały.
Widok straszny budziłem się rano i je zakopywałem.
Matce nic się nie stało, była zdrowa, miała odporniejszy organizm. Jednak po ich śmierci przez parę dni wyglądała na przybitą.
Opieka nad zwierzętami, daje dużo przyjemności, wiedzy i rozwija wrażliwość, niestety są też smutne chwile.